Luftflotte 4 pod dowództwem Gen. D. Flg. Aleksandra Löhra (Luftflottenkommando w Reichenbach - Dzierżoniów?) dysponowała dwoma grupami lotniczymi: Fligerführer zur besonderen Verwendung (F.F.z.b.V.) w Oppeln (Opolu) i 2. Fliegerdivision w Grottkau (Grodkowie). Tym z kolei przydzielono 27 eskadr bombowych, w tym interesujące nas Stab i Stabsstaffel oraz 4., 5., 6./KG4
Zadaniem Floty było zniszczenie polskiego lotnictwa, ze szczególnym uwzględnieniem samolotów znajdujących się na lotniskach. Jednocześnie miano, zarówno pośrednio jak i bezpośrednio, współpracować z własnymi wojskami lądowymi
już od momentu przekroczenia przez nie granicy polsko-niemieckiej. Celem nadrzędnym było wspieranie głównego natarcia 10. Armii. Następnie miano zwalczać transporty nowo formowanych polskich jednostek wojskowych przed frontem 14. Armii, do linii Tarnów - Nowy Sącz. Rozpoznanie miano prowadzić nad całym rejonem walk szczególnie na wschód od linii Łódź - Kielce - Kraków.
Głównym celem ataków stały się cele położone na zachód od Wisły, szczególnie w rejonach Kraków, Kielce i Łódź. W celu przeprowadzenia tego zadania dowódca Luftflotte 4 wydał Fliegerdivision 2 rozkaz zaatakowania i zniszczenia polskiego lotnictwa i jego organizacji naziemnej w rejonie Łodzi, Częstochowy, Kielc i Krakowa. Atak zamierzano przeprowadzić 5 grupami bombowymi, 5 grupami Stukasów (Junkersów Ju 87), 2 grupami Zerstörerów (niszczyciele, Messerschmitty Bf 110) i 1 grupą samolotów bliskiego wsparcia.
Loty rozpoznawcze przeprowadzone nad nieprzyjacielskimi lotniskami donosiły o następującym rozlokowaniu polskiego lotnictwa: na południe od Lwowa, na zachód od Krosna - kilka samolotów trójsilnikowych, 12 km na południowy zachód od Lwowa godz. 11.35 - 20 dwupłatowców, Dęblin-Gołąb godz. 18.28 - 15 samolotów, Dęblin-Irena - 30 samolotów, Częstochowa godz. 18.45 - 20 samolotów.
Stab i Stabsstaffel KG 4
Od godz. 08.35 do 12.25 operował He 111P, 5J+FA z załogą Lt. Wichartza w celu stwierdzenia warunków atmosferycznych i rozpoznania lotnisk w Dęblinie i Radomiu. Lotnicy zrzucili bomby na lotnisko w Radomiu, na którym jednak nie odkryto żadnych samolotów.
W godz. 11.00-12.00 Kommodore pułku Oberst Martin Fiebig przebazował się wraz z samolotami jego klucza prowadzącego do Langenau i przyłączył się do I Gruppe. Maszyny znalazły się nad Krakowem między godz. 13.35 a 13.45. Nad Polską panowało dość poważne zlodowacenie. Jeden z Heinkli wpadł nawet w korkociąg z pułapu 4500 m, ale pilotowi udało się opanować maszynę na wysokości 3000 m. Możliwe, iż bezwładny bombowiec obserwował kpr. Jan Kremski ze 121 EM,
gdyż zameldował nazbyt optymistycznie o zniszczeniu He 111 koło Trzyńca. He 111P, 5J+GA z załogą w składzie: Uffz. Gasch, Uffz. Wunderłich, Uffz. Winkler, Uffz. Rohrwege nie mógł zrzucić ładunku bombowego ze względu na złą widoczność i w bazie wylądował dopiero o godz 18.00. Natomiast He 111P, 5J+AA z Oberstem Martinem Fiebigem na pokładzie rozpoznawał lotniska w Krakowie i Rybniku. W pobliżu Wadowic próbowały interweniować 3 polskie myśliwce, ale okazały się za zbyt powolne. Lądowanie nastąpiło o godz. 15.50. He 111P, 5J+EA (m.in. Uffz. Boye oraz Uffz, Helbig) powrócił na lotnisko o godz. 15.52.
Między godz. 11.35 a 16.15 zadanie rozpoznawcze nad lotniskami Wadowice, Wieliczka, Kraków, Tarnów, Dębica, Jarosław i Lwów przeprowadził He 111P, 5J+IA z załogą Olt. Schieckela.
He 111P, 5J+FA znalazł się o godz. 14.50 nad celem, lotniskiem Dęblin-Zajezierze. Na lotnisku nie odkryto samolotów.
Na lotnisku w Oels.
II/KG 4
W godz. 10.05-14.26 w kierunku lotniska Lwów Skniłów [lotnisko 6 Pułku Lotniczego] podążyło 29 He 111P. Już podczas startu jeden z Heinkli 4. Staffel zgubił bombę, która wypadła z komory, ale [niestety] nie eksplodowała. W trakcie przebijania się przez grubą warstwę chmur inny Heinkel stracił orientację i wylądował z powrotem na lotnisku z pełnym ładunkiem bombowym. Kolejny He 111P, który w trakcie dolotu do celu się zagubił, obrzucił bombami zabudowania fabryczne w Dobromilu lub Chyrowie. 12 km na południowy zachód od Lwowa załogi z 4. Staffel odkryły lotnisko, a na nim 25 samolotów dwupłatowych. Wystartowało, jak się Niemcom wydawało, około 20 myśliwców w celu przechwycenia ich formacji. Klucz prowadzący odkrył pojedynczego myśliwca, który nie zaatakował.
We Lwowie eksplodujące bomby ciężko uszkodziły kilka samolotów, hangary i pole wzlotów. Parę myśliwców PZL "P.11" bezskutecznie goniło bombowce strzelając do nich z dużych odległości. Najpierw w Oels wylądowało 25 Heinkli, a jeden samolot usiadł na brzuchu. O godz. 16.05 powrócił He 111P, 5J+GN z 5. Staffel.
Do godz. 17.00 brakowało jeszcze dwóch maszyn. Wreszcie o godz. 17.21 powrócił He 111P, 5J+HP z 6. Staffel. Meldunki końcowe jednostki donosiły o bombowcu, który cały dystans od Lwowa do macierzystej bazy przeleciał na jednym pracującym silniku. Prawdopodobnie był to samolot, który ostatecznie wylądował na brzuchu. W 5. Staffel zabrakło He 111P, 5J+EN, WNr.1549. Po awarii lewego silnika załoga w składzie: pilot Uffz. Gotthold Klenk, obserwator Uffz. Gunther Hölscher, radiooperator Uffz. Karl Stoiz, mechanik pokładowy Uffz. Willy Stock skapotowała w pobliżu słowackiej granicy (niedaleko Sambora) i dostała się do niewoli. Uffz. Hölscher relacjonował:
Po godz. 4 załogi są przy maszynach gotowe do startu. Gęsta mgła przez kilka godzin uniemożliwia nasz start. W końcu grupa startuje do operacji nad lotnisko Lemberg [Lwów]. Wznosimy się aż nad chmury. Ledwie nadążamy za swoją eskadrą. Nasze nowe silniki pracują na pełnych obrotach. O 11.30 nasza eskadra przebija się [w dół - przyp. aut.].W wyższej warstwie chmur zaczyna się oblodzenie. Pomiędzy warstwami nie widać żadnych samolotów. Przebijamy się dalej przez chmury aż na sam dół. Przez to, że cały czas w napięciu oglądamy się to na lewo, to na prawo, by zapobiec kolizji, wychodzimy z chmur w dość nienormalnym położeniu.
Po naszej lewej stronie znajduje się 8 maszyn. Lecimy na prawym skraju 3. klucza. Nasz klucz składa się z J i E 4. eskadry i z nas. Zmieniamy kurs na północ i wyliczamy dokumentację zrzutu. Zbliża się lotnisko. Nasz dowódca klucza zrzuca [bomby - przyp. red.] nieco za wcześnie. Pierwsza nasza seria ląduje na pasie startowym, druga na hali w północno wschodnim rejonie lotniska. Powstaje gęsty, czarny dym, przypuszczam, że trafione zostały maszyny. Dostajemy z działa przeciwlotniczego. Dowódca samolotu ciągle zmienia kierunek i wysokość lotu. Bierzemy kurs na Słowację. Nagle temperatura w lewym silniku wzrasta do maksimum. Prawdopodobnie odłamek pocisku trafił w chłodnicę albo w przewód olejowy. W błyskawicznym tempie spadają obroty. Wyłączamy silnik i obracamy śmigło w chorągiewkę. Jesteśmy jeszcze na 2000 m. Maszyny przed nami znikają nam sprzed oczu. Nie nadążamy za nimi, prędkościomierz pokazuje 210 km/h. Teraz zwalnia również prawy silnik, opadamy w tempie 1-3 m/s. Przy 1700 m zwracam uwagę Uffz. Klenkowi, że musimy utrzymać tę wysokość; w przeciwnym razie nie przejdziemy nad Karpatami. Próbuje. Prędkościomierz schodzi do 200 km/h, 150, 130. Maszyna przechyla się teraz na lewo i wpada w korkociąg. Klenkowi udaje się ją wyprowadzić, straciliśmy jednak 300 m wysokości.
Zbliżają się pierwsze góry. Szybujemy coraz niżej i coraz szybciej opada maszyna, teraz w tempie 3-4 m/s. Uffz. Klenk rozkazuje: "Zapiąć pasy, przygotować się do awaryjnego lądowania." Przymierzam się już do dokładnego określenia pozycji. Chcemy osadzić maszynę na grzbiecie góry. Uniemożliwiają to przewody elektryczne. Przeskakujemy nad nimi. W dolinie leży łąka długości 100 m, przed nią leży wieś, na prawo i za nią wznoszą się góry, po lewej płynie potok a za nim stoi las. Otwierają się okna. Przeskakujemy nad wsią. Uffz. Klenk wykonuje ślizg, Uffz. Stock dociąża ogon. Rozpryskuje się czołowa kopułka strzelecka, kamienie i kurz uderzają nas w twarz. Po 30 metrach maszyna zatrzymuje się. Kurz opada i nasza maszyna leży spokojnie w miejscu.
Lewe śmigło oderwało się, a lewy silnik od spodu jest kompletnie pogruchotany. W prawym śmigle powykrzywiały się końcówki. To dla nas straszny widok, nasza broń leży bezużyteczna na ziemi. Jesteśmy cali, ale 450 km od niemieckiej granicy i 80 km od Słowacji. Niszczymy mapy, tajną amunicję świetlną wystrzeliwujemy w ziemie. Na różne sposoby próbujemy podpalić maszynę. Wstrzeliwujerny w nią race świetlne, rozkładamy jeden ze spadochronów; bez skutku.
Nadbiegają mieszkańcy wsi. Trzymamy ich w odległości 100 m. W końcu od ognia z naszych map, które podpaliliśmy pod lewym silnikiem, maszyna zaczyna się palić. Minęło pół godziny. W tym czasie ludność wsi zdążyła zaalarmować całą okolicę. Wchodzimy do lasu i próbujemy możliwie szybko przedostać się w inną okolicę. Wtem słyszymy gwizdy. Las jest obstawiony. Chowamy się, chcąc pójść dalej pod osłoną nocy, by dotrzeć do granicy słowackiej. Nagonka trwa. Wobec ogromnej przewagi żołnierzy, policjantów i cywilów z bronią jesteśmy bezsilni. Krótko po godz. 14.00 zostajemy schwytani. Zakutych w kajdany wiozą nas do Przemyśla. Kiedy mijamy po drodze naszą maszynę, widać już tylko statecznik. W Przemyślu jesteśmy przesłuchiwani przez jakiegoś generała. Przesłuchania trwają do godz. 23.00. Nazywa się nas przestępcami i bandytami. Dostaliśmy jeść, a potem zaprowadzono nas skrępowanych do innych koszar Pierwszą noc spędzamy w celach aresztu.
W Skniłowie Pluton Łącznikowy Nr 11 stracił wszystkie 3 RWD-8. Wiadomo także o stracie Fokkera F-VII nr 70.32.